czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział 1 ''Przypomniałam sobie jak kilka lat temu, powiedział mi prosto w oczy "kocham Cię".''

Budzik dzwonił już od dłuższego czasu. Ostatkami sił wyciągnęłam rękę do stolika nocnego i z zamkniętymi ze zmęczenia oczyma, zaczęłam uderzać opuszkami palców w ekran telefonu, by wyciszyć irytującą melodyjkę. Odwróciłam się na bok i szczelnie obtuliłam kołdrą.
Dopiero co wyleczyłam się z niewypalonego uczucia to Thomasa, a teraz na własne życzenie dolałam oliwy do tego ognia, który zawsze gdzieś z  tyłu mojej głowy będzie płonął.
Jakby tego było mało, przylatuje do mnie dzisiaj Matt, który chce spędzić ze mną ostatnie chwile, aż zaszyje się w Rosji na cały sezon

Boląca głowa zdecydowanie odmawiała dzisiaj większego wysiłku niż droga do kuchni i łazienki, więc zdecydowałam się zadzwonić do trenera i poprosić o dzień wolnego. Byłam pewna, że się zgodzi, bo według niego Developres nie istniałaby beze mnie. Mistrzostwo Świata z drużyną, nagroda indywidualna dla najlepszej libero, MVP turnieju. Zdobywałam wszystkie tytuły po kolei... ale co z tego skoro nie czułam się szczęśliwa? Czasami miałam ochotę przyjąć jeden z setek kontraktów jakie mi składano i wyjechać na koniec świata. Bardzo poważnie rozważałam propozycję od Włoskiego klubu, ale wszystkie moje plany legły w gruzach, kiedy przyjęłam oświadczyny Philipa. Nie mogłam mu odmówić, po prostu się bałam... Wiedziałam, że ma znajomości i mógłby zniszczyć wszystko co do tej pory osiągnęłam.
-Niespodzianka!
-Aaaaa! - moje oczy powiększyły się do rozmiaru monety pięciu złotowej. Odruchowo usiadłam na łóżku i zaczęłam nerwowo zaciskać część poszewki w palcach.
-Siostro ma! To tylko ja! - Matt stojący w progu z bukietem tulipanów złapał się za głowę.
-Nienawidzę cię - wywrzeszczałam i wstałam z łóżka, by potem wyprzytulać za wszystkie czasy.
-Tęskniłam - wyżaliłam się przytulona do klatki piersiowej brata.
-Ja bardziej - zmierzwił moje i tak potargane włosy.
-Skąd ty o tej porze roku wziąłeś tulipany? - przejęłam od towarzysza ogromny bukiet żółtych kwiatów.
-No widzisz... ta moja Rosja wcale nie jest taka zła - uniósł delikatnie kąciki ust do góry.
-Jest gorsza niż zła - westchnęłam i wstawiłam bukiet róż do wazonu.
-Oj już przestań - wywrócił oczami - opowiadaj co tam u ciebie, zerwałaś w końcu z tym prawniczkiem? - rozsiadł się wygodnie na krześle w jadalni.
-Napijesz się czegoś? - próbowałam wybrnąć z kłopotliwego tematu.
-Najpierw odpowiedz na moje pytanie - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Usiadłam naprzeciwko bruneta i oparłam łokcie o stół.
-Za dwa miesiące bierzemy ślub - gdyby wzrok mógł zabijać, to już dawno byłabym martwa.
-Jednak bardzo dobrze, że tu przyjechałem. Ktoś musi ci w końcu przemówić do rozumu, a kto zrobi to lepiej niż starszy brat?
-Matthew! Bierzemy ślub czy ci się to podoba czy nie! W ogóle to nie będziemy o tym rozmawiać, bo to moja sprawa.
-Nie wiedziałem, że moja siostra jest samobójcą - uniósł brwi z dezaprobatą.
-A  co u ciebie braciszku? Znalazłeś w końcu tą jedyną? Bo rodzice ostatnio do mnie dzwonili z pretensjami, że nie dożyją wnuków.
-O to akurat nie muszą się martwić - podrapał się po głowie.
-Chcesz mi coś powiedzieć? - otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
-Dwa dni temu dowiedziałem się, że Kate jest w ciąży - spuścił wzrok i schował twarz w swoich wielkich dłoniach.
-Że co? - moje usta ułożyły się w kształt litery "o".
-Możesz mnie jeszcze bardziej nie dobijać? Wczoraj o pierwszej w nocy po prostu spakowała się i wyszła, a ja musiałem ochłonąć i tak po prostu na to pozwoliłem.
-Ta pierwsza w nocy zawsze będzie dla nas wyjątkowa- uśmiechnęłam się pod nosem - słuchaj Matt. Założymy się, że Kate siedzi teraz u rodziców? Każda dziewczyna w takiej sytuacji potrzebuje się wypłakać, a każda normalna wybierze ciepły kocyk i herbatkę u mamusi - puściłam mu oczko.
-A dlaczego nie mogła mi się wypłakać? - zmarszczył brwi poddenerwowany.
-A ty co byś wybrał? Zrzędzącą babę w domu czy majsterkowanie z ojcem?
-No dobra, dobra - wstał ze swojego miejsca i przytulił mnie od tyłu.
-Ułoży wam się... zobaczysz - musnęłam ustami jego policzek.


Następnego dnia obudziłam się, czując czyjąś rękę na swoich plecach. Jak każdego ranka odwróciłam głowę w lewo, tym razem moim oczom ukazał się obraz śpiącego narzeczonego w samych bokserkach. Wyswobodziłam się z jego uścisku i swoje kroki skierowałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i ogarnęłam się przed pójściem na trening. Wykonałam delikatny makijaż i założyłam pierwsze lepsze ubrania. Nigdy nie byłam typem dziewczyny, która całe dnie spędza przed lustrem.
Krzątałam się po kuchni szykując śniadanie dla dwóch głodnych facetów. Postawiłam na naleśniki z dżemem truskawkowym.
Atmosfera jak zawsze przy Philipie była sztywna. Ciągle rozmawialiśmy tylko o wystroju sali weselnej i jakimś wysoko notowanym prawniku, który miał przybyć na nasz ślub aż z Turcji.
-Kochanie, dziś o siedemnastej mamy ważne spotkanie z klientem.
-Jak to "mamy"?
-On też będzie z narzeczoną i wypadałoby, żebyś przyszła.
-Dobrze - odpowiedziałam z niechęcią, a Matt kopnął mnie pod stołem i spojrzał na mnie znacząco. - my już musimy się zbierać.
-Do zobaczenia kochanie - złożył na moich ustach delikatny pocałunek i skierował się do sypialni.

Po upływie kilkunastu minut razem z bratem krzątaliśmy się już po Podpromiu. Oprowadzałam go po każdym zakątku sali opowiadając różne dziwne historie, jakie wiązały się z danym miejscem. Nawet się nie obejrzałam, a przyszedł czas na trening. Pobiegłam do szatni, by przebrać się w strój klubowy i razem z dziewczynami wyszłyśmy na płytę boiska.
Od razu zauważyłam zmieszanie na ich twarzach, gdy zobaczyły bawiącego się żółto-niebieskim przedmiotem Matta.
-Bracie! Może zagrasz z nami? - wszystkie jednocześnie się na mnie spojrzały.
-Z tak pięknymi paniami? Zawsze - przywitał się z każdą podaniem ręki, a po chwili trener zaczął prowadzić krótką rozgrzewkę. Nie dał po sobie tego poznać, ale był widocznie onieśmielony widokiem mojego brata.
Po półtorej godzinie porannego rozruchu jak zwykle poszłyśmy z dziewczynami na kawę do pobliskiej kawiarenki. Odkąd pamiętam w każdy poniedziałek o tej porze się tam spotykałyśmy, by odpocząć trochę życia w klubie i móc poznać się od drugiej strony.
Dopiłyśmy nasze ulubione latte i w przyjemnej atmosferze wróciłyśmy do hali, na drugi trening.


-Zapiąć ci sukienkę? - zapytał Philip, kiedy razem szykowaliśmy się na umówioną kolację.
-Jakbyś mógł - odwróciłam się tyłem, a on skorzystał z okazji i zacząć składać pocałunki na moich nagich ramionach. Od dłuższego czasu w ogóle to na mnie nie działało, ale pozwalałam na to narzeczonemu, by sprawiać jeszcze pozory normalnego związku.
Usłyszałam dzwoniący telefon w przedpokoju, więc poszłam go odebrać.
-Tak?
-Witaj Jessy. Przepraszam, że dzwonię do ciebie o tej porze, ale mam bardzo ważną sprawę dotyczącą kontraktu. Dasz radę przyjść do mnie dziś o osiemnastej? Naprawdę bardzo mi na tym zależy.
-Dobrze, jeśli to naprawdę takie ważne to będę - odłożyłam telefon i skierowałam się do łazienki, gdzie roznosił się zapach męskich perfum.
-Philip. Przed chwilą dzwonił do mnie prezes i powiedział, że ma do mnie bardzo ważną sprawę, muszę tam na chwilę pojechać.
-Jak to? Dzwonił do ciebie w godzinach wolnego? Nie mogłaś powiedzieć, że nie możesz? - zadawał kolejne pytania retoryczne.
-Będę tam tylko chwilę, potem przyjadę na tą kolację taksówką, zaufaj mi - położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Dobrze, ale ja cię nie dam rady tam zawieść.
-O to się nie martw, za chwilę jestem z powrotem - wybiegłam z mieszkania, po drodze łapiąc tylko skórzaną kurtkę.
Nie minęło dziesięć minut, a stukot moich obcasów roznosił się już po Podpromskim korytarzu.
Będąc przed gabinetem prezesa głęboko odetchnęłam, a następnie zapukałam do drzwi. Uchyliłam je lekko i weszłam do pomieszczenia.
Nie wierzyłam w to co tam zobaczyłam. Pomyślałam, że to sen i za chwilę się obudzę, a obraz Thomasa pryśnie jak bańka mydlana. Chyba oboje w to nie wierzyliśmy.
Całe życie przeleciało mi przed oczami. Wszystkie głupie rzeczy, które razem robiliśmy, wszystkie lepsze i gorsze chwile. Przypomniałam sobie jak kilka lat temu, powiedział mi prosto w oczy "kocham Cię".
-Jessy? - zadał to pytanie mając łzy w oczach.
-Thomas? - po moich policzkach zaczęła spływać słona ciesz. - niemal od razu znalazł się naprzeciwko mnie i przyciągnął do siebie tak, że prawie nie mogłam złapać oddechu.
Czułam się jak w niebie. Przypomniałam sobie co to znaczy być naprawdę kochaną. Poczułam to bijące od niego ciepło, które dawało mi poczucie bezpieczeństwa.
Podniósł mnie kilkadziesiąt centymetrów nad ziemię, a ja objęłam dłońmi jego kark tak mocno jak tylko mogłam.
Staliśmy wtuleni w siebie nie czując upływu czasu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jestem z pierwszym rozdziałem :)
 Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu mój styl pisania. Pierwszy rozdział i było trochę lania wody, ale następne części mam nadzieję, że będą mniej przewidywalne :D
Pozdrawiam i nocnym markom mówię dobranoc ;-*


niedziela, 10 kwietnia 2016

Prolog

Obudziłam się w nocy spocona i zapłakana. Instynktownie położyłam rękę po lewej stronie łóżka, gdzie powinien być mój narzeczony. Delegacja - pomyślałam. Zarzuciłam na moje zmarznięte ramiona flanelowy szlafrok i boso udałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę, z której wyjęłam mleko w kartonie. Usiadłam przy stole i wychlipałam kilka łyków prosto z opakowania. Spojrzałam na zegarek, wskazywał godzinę 1:23.
I nagle wszystko wróciło...

Chicago, 27.07.2010r.

...Jeszcze ostatnie poprawki przed lustrem, odrobinę ulubionych perfum i byłam gotowa. Zerknęłam na budzik stojący przy moim łóżku - 1:23. Jak na zawołanie usłyszałam dźwięk wspinającego się po drabinie Thomasa. Nie miałam pojęcia jak to się stało, że rodzice tego nie usłyszeli i nas nie pozabijali. Matt tylko odwrócił się na drugi bok i powiedział coś pod nosem, że mnie nienawidzi.
-Ty też kiedyś sprowadzałeś w nocy Kate, a ja musiałam spać w łazience. Coś za coś - rzuciłam w niego poduszką i przelotnie pocałowałam swojego chłopaka u usta. Ostrożnie zeszliśmy do ogrodu i po cichu opuściliśmy "strefę zagrożenia''. 
Śmiejąc się jak nienormalni przemierzaliśmy puste uliczki naszego miasta.
-Gdzie dzisiaj idziemy? - zapytałam wskakując mu na barana.
-Do nieba - wymruczał patrząc przed siebie.
-Czyli gdzie? - cmoknęłam go w ucho.
-Tam gdzie jest nasze miejsce - zerknął na mnie tajemniczo.
Piętnaście minut później Thomas grzebał przy zamku wielkich przeszklonych drzwi United Center.
-Zwariowałeś?
-Tak - odpowiedział uchylając drzwi prowadzące do naszego królestwa. - Na wysokości twojego pasa są lasery alarmowe. Musimy przejść pod. - wykonywałam jego polecenia, aż do momentu, kiedy znaleźliśmy się na płycie boiska.
 -Jak ty to zrobiłeś? - zapytałam mając łzy w oczach.
-To będzie nasz Neverland, kiedyś oboje zagramy tutaj z reprezentacją, obiecuję ci to - przytulił mnie od tyłu i mruczał do ucha jakieś dziwne rzeczy. Wiedział jak to na mnie działa.
-Kocham Cię, wiesz?
-Ja Ciebie też - złożył na moich ustach czuły pocałunek...
-Hej! A co wy tu robicie! Kto was tu wpuścił! - Thomas przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął uciekać na górę trybun. Nie mogliśmy powstrzymać śmiechu. Kilka minut później dwóch ochroniarzy prowadziło nas do wyjścia skutych kajdankami. Uśmiechaliśmy się do siebie mało przejmując się tym co miało się za chwilę wydarzyć...

Mięliśmy się już nigdy w życiu nie zobaczyć... Nasza dziesięcioletnia przyjaźń i miłość została rozerwana. Tak po prostu, przez głupi incydent. Rodzice stwierdzili, że mają dosyć mnie i jego razem. Przeprowadziliśmy się na drugi koniec państwa.
Nie mogłam powstrzymać płaczu. Zastanawiałam się dlaczego tak łatwo na to pozwoliliśmy? Dlaczego jako prawie dorośli ludzie pozwoliliśmy się tak zranić...